tag:blogger.com,1999:blog-2035071715739395951.post6775363670892886224..comments2023-10-11T07:29:40.469-07:00Comments on Skądś to znam: CóreczkoUnknownnoreply@blogger.comBlogger3125tag:blogger.com,1999:blog-2035071715739395951.post-16508926563224070812018-03-15T12:04:19.417-07:002018-03-15T12:04:19.417-07:00Dziękuję, chętnie zajrzę i tam :)Dziękuję, chętnie zajrzę i tam :)Lady In Redhttps://www.blogger.com/profile/13324752925124983109noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2035071715739395951.post-39742020976999462912018-03-15T11:44:13.514-07:002018-03-15T11:44:13.514-07:00Kasiu, dziękuję za Twój komentarz. Jak widzisz jes...Kasiu, dziękuję za Twój komentarz. Jak widzisz jesteś kolejnym przykładem na to, że medycyna się czasem myli i o swoje zdrowie trzeba walczyć. <br />Ostatnio rzadziej tu piszę, ale na moim funpagu na fb jest więcej informacji i tekstów : https://www.facebook.com/skadstoznamBubahttps://www.blogger.com/profile/17127481831483336859noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-2035071715739395951.post-17150703843698883092018-03-15T03:26:09.595-07:002018-03-15T03:26:09.595-07:00Wasza Królowa Życia jest prześliczna! Wcale nie dz...Wasza Królowa Życia jest prześliczna! Wcale nie dziwię się, że zwracają na nią uwagę nie tylko bliscy, ale i obcy. Nie można oderwać oczu.<br />Wczorajsze popołudnie spędziłam na czytaniu Twoich zapisków od początku aż do tego posta. Bo choć trafiłam tu przypadkiem (klikając kilka razy w "następny blog", to poczułam się od razu jakoś dziwnie znajomo, "swojo".<br />Moja historia związana z Hodgkinem zaczęła się w czerwcu 2015 roku. Moja wymarzona, wyśniona i wyczekana (po jednej stracie) córeczka miała wtedy 5 lat.<br />Po leczeniu pierwszego rzutu - zdiagnozowano pierwotną oporność. Nie zakwalifikowano mnie do radioterapii, zostawiono 3 miesiące bez leczenia i pozwolono, żeby guz odrósł, rak nabrał sił... Na koniec rozłożono ręce i orzeczono, że już nic się nie da.<br />Ostatecznie okazało się, że da się (musiałam co prawda wyszarpać się z "nimi", wykrzyczeć: mam za mało lat, żeby umrzeć, skoro nie umiecie mnie leczyć, znajdźcie kogoś, kto umie). Skracając... 1.5 roku temu odbył się przeszczep. Jest remisja. I żyję, choć hematolog, na którą tamtego kwietniowego dnia nakrzyczałam, przyciśnięta do muru orzekła, że na tym etapie można mi tylko wydłużać życie i jeśli będzie to rok, będzie można mówić o sukcesie). I żyję, choć sepsa MRSA po przeszczepie mogła do tego nie dopuścić. I żyję, bo - jak podsumowała ordynator Oddziału Przeszczepiania Szpiku (nie mogąc uwierzyć mojemu "dźwignięciu się" z tej sepsy i takiemu odbiciu wyników) - "ty musisz strasznie chcieć żyć, dziewczyno!" Chciałam! A jakże! To był paradoks - siłami, których nie miałam, wszystkimi nimi szarpałam się ze śmiercią o to moje życie. Które kocham całą sobą. <br />Życzę Wam sił w pokonywaniu trudności i przeciwności, a także tego, by było ich (tych drugich) jak najmniej (skoro nie może być tak, że nie będzie ich wcale). Miłości życzyć Wam nie trzeba, bo czytając, ma się jej absolutną pewność.<br />Wrócę tu jeszcze, jeśli pozwolisz.<br />Przesyłam pozdrowienia i przepraszam za natłok słów.Lady In Redhttps://www.blogger.com/profile/13324752925124983109noreply@blogger.com