wtorek, 13 czerwca 2017

Noclegownia Przyszpitalna

26.05.2017 Noclegownia Przyszpitalna Wrocław.

Łóżko wąskie i twarde, ale jest.
Leżę na nim zwinięta w kłębek. Boli mnie brzuch i ten ostry ból pomaga mi zapomnieć, że jestem na nogach od 4:30.
A może potęguje tą świadomość jeszcze bardziej? 
Za mną trudne dwa tygodnie, właściwie trudny rok, ale lubię tak myśleć, bo trudy podzielone na kawałki raz, że ładniej brzmią, a dwa łatwiej je znieść.

Ktoś słyszał, jak w ostrych słowach przez telefon walczyłam o pewne informacje przydatne w leczeniu Eliasza.
Mówi: ja bym tak nie potrafiła.
Guzik prawda.
Jakbyś walczyła o swoja rodzinę to byś wszystko potrafiła.
Ale nie musisz, wiec myślisz że nie potrafisz.

Nawet położyć się spać o północy, bo karmienie, przewijanie, usypianie, chwila ciszy i "o jej, kto to się znowu obudził". Trzeba przytulić, trzeba też kupić bilet przez Internet, wykąpać się i spakować. Jak jedziesz na jedna noc to bierzesz wszystko to co jakbyś jechała na dwa tygodnie. Zmienia się tylko ilość majtek.
Więc w końcu kładziesz się, ustawiasz budzik  i widzisz na ekranie: alarm włączy się za  4 godziny i 6 minut.
Cudownie. 
Byłoby, gdyby nie fakt, ze koło Ciebie miarowo i spokojnie oddycha Mały Budzik. 
Więc po dwóch godzinach i piętnastu minutach jesteś na równych nogach. Pieluszka, mleczko, przytulanie i śpimy dalej.
Na godzinę i 20 minut jeszcze mi się opłaca.

O 8 jestem nieprzytomna we Wrocławiu. Mam ze sobą dwie torby, jedna wżyna mi się w ramie. Weź mi banany, nektaryny, czerwony pojemnik, termos, termometr i moje leki, bo zapomniałem. 
Może weźmiesz Elusiowi w pojemniku trochę zapiekanki?
Wezmę, ja pamiętam, daj.

Jeszcze kiosk, tramwaj, przystanek "Kliniki" i wysiadka. 
Idę po tych korytarzach jak po własnym mieszkaniu. Tym przejściem, tymi schodami, przez te drzwi i tamte co trzeba szarpnąć. I już widać te łyse głowy, te kable sterczące z szyi i rąk, te powoli stawiane kroki, bo za sobą ciągnie się stojak z kroplówką, a może bardziej z nadzieją. 
Na tym oddziale nikt nie jest mniej lub bardziej chory. 
Wszyscy mają ten sam strach w oczach.

Dziś Eliasz ta nadzieje także dostaje w kroplówce. 
Jest słaby, śpi, prawie wcale nie rozmawiamy. 
Siedzę przy nim cały dzień, mam zdrętwiałe nogi, idę się rozprostować. Wracam. Nawet nie zauważył, że mnie nie było.
Wrzucam jakiś żart z kroplówka na Whats App.
Straszne staje się przez chwilę śmieszne.

2207 zdjęć w telefonie. Całuję jedno z nich. Kocham Cie córeczko.
Kupiłam Ci prezent. 
Chociaż z całych sił walczę, byś dostała ten najwspanialszy. A raczej, by nikt i nic Ci go nie odebrało, bo Ty już go masz. Szarpie się o niego z panem Hodgkinem.
Wygram, wiesz?









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz