niedziela, 25 czerwca 2017

Zmęczenie

Jestem mamą ośmiomiesięcznej córki i żoną męża chorego na nowotwór złośliwy. 
Często pytacie mnie czy jestem zmęczona. 
Tak.
I nie.
Nie męczy mnie nocne wstawanie, nie męczy mnie marudzenie, nie męczy mnie karmienie, nie męczą mnie porozrzucane zabawki i resztki jedzenia na ubraniu.
Bo to jest takie zmęczenie, na które pomaga sen.
I uśmiech.
I rączki zaplecione na szyi.


Męczy mnie bezradność, gdy patrzę jak Eliasz cierpi.
Męczą mnie wielogodzinne próby dodzwonienia się do kliniki, do lekarza, co robić, bo mąż się źle poczuł, kiedy będzie badanie i kiedy przyjechać do szpitala.Jeszcze nie wiem, proszę zadzwonić później.
A to później jest jak trzymasz w jednej ręce dziecko, drugą mieszasz obiad jednocześnie rozmawiając z najlepszym profesorem w Polsce. Potrafię to.
Męczy mnie dom, w którym niby wszystko jest jak trzeba, a jednak nie. 
Niby jest mama, tata i dziecko, ale ten tata czasem nie wstaje przez cały dzień. Czasem pierwszy posiłek je w porze obiadu i ostatni też. 
Niby coś zrobił, ale później musi leżeć resztę dnia. Niby bawi się z córką, ale głównie na leżąco. Niby mogę na niego liczyć, ale coraz częściej liczę się z tym, że choroba mu nie pozwala, chociaż on chce. 
Męczy mnie to, że jak jedzie do szpitala to nie wiem kiedy wróci. 
Męczy mnie życie, w którym dwie połowy mojego serca są dwieście kilometrów od siebie.
Męczy mnie wtedy ciężar decydowania gdzie i komu jestem bardziej potrzebna, bo mogę być tylko w jednym miejscu na ziemi. 
Męczy mnie bycie zależnym od innych, bo wiele lat już byłam nie.
I to jest takie zmęczenie, na które nie pomaga sen.

Dobrze, że jest uśmiech.
I szyja, na której mogę spleść moje ręce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz