sobota, 1 lipca 2017

Lekcja

Paradoksalnie choroba Eliasza więcej mi w życiu dała, niż odebrała. 
Choć dała to może złe słowo, ona pozwoliła mi ekspresowo odrobić kilka lekcji, przez które wiele lat kiblowałam w szkole życia.

Kiedyś zawsze się czegoś bałam. Lęki te były przeróżne i nie tylko psuły mi nastrój, ale też uniemożliwiały mi czasem normalne funkcjonowanie.
Kiedy kupiłam auto, tak bardzo bałam się, że mi się popsuje w drodze do pracy, że nim nie jeździłam. Przez półtora roku jeździłam codziennie autobusem czterdzieści kilometrów w jedną stronę i to z przesiadką, a auto stało na podwórku.
Dystans, który można było pokonać w pół godziny zajmował mi dwie.
Dwie godziny rano i dwie popołudniu. 
Auto sprzedałam, minął lęk, ale pojawił się kolejny. 
Bałam się, że na coś zachoruje, wydałam sporo pieniędzy na prywatne wizyty, badania i nic. 
W okresie narzeczeństwa z kolei bałam się, że moje małżeństwo okaże się wielką katastrofą i co ciekawe myślałam tak, nie mając do tego żadnych podstaw. 
Mijały lata i mijały moje lęki, ale tylko wtedy gdy ustępowały miejsca kolejnym.
Żadna z tych rzeczy nigdy się nie wydarzyła.

Dzisiaj jestem od tych leków wolna.
I choć teraz naprawdę mam się czego bać, to nie pozwalam, by ten lęk mną zawładnął. Przychodzi czasem do mnie, pozwalam mu na chwilę przysiąść, ale ja i on wiemy, że nie ma we mnie miejsca na coś, co odbiera mi siły.
Dlatego, że potrzebuję je na coś ważniejszego.

Kiedyś też bardzo dużo się martwiłam. Martwiłam się o bliskich, dalekich, o samą siebie i sytuację na świecie.
Martwiłam się tym co było i tym co będzie.
Tym co się zdarzyło, mogło i może się jeszcze zdarzyć. Martwiłam się też tym, że ciągle się martwię i co ja z tego życia mam.

W rzeczywistości nigdy nie cieszyłam się tym co się działo.
Aż któregoś dnia, znajoma przesłała mi wiadomość. Był to obrazek, a pod nim podpis:
"Całe życie czekam na jutro, a codziennie jest dzisiaj"

Tak, dzisiaj jest dzisiaj, wczoraj było dzisiaj i jutro też będzie dzisiaj. Ta oczywista prawda dotarła do mnie w tym prostym zdaniu.
Zaczęłam się uczyć żyć tu i teraz.
Jeśli dzieje się coś miłego to odczuwam radość. Jeśli zdarzy się coś przykrego, to jest to przykre w tym momencie, w którym się zdarzy.
Nie ciągnę tego dalej i dalej, nie dokładam tego do koszyka przykrości i zmartwień.
Bo już go nie mam, choć zmartwienia owszem.

Zawsze też brakowało mi wiary w siebie. 
Ciągle szukałam akceptacji u innych, tak jakby każdy mógł mi wystawić certyfikat na fajność, tylko nie ja sama.
Teraz tego nie potrzebuję. 
Teraz jestem dobrą mamą, jestem dobrą żona, mam na głowie nowe życie i całkiem już starą chorobę. Balansuje między tymi dwoma światami niczym wprawny cyrkowiec na linie. Potrafię porozmawiać z profesorem i gaworzyć z niemowlakiem. Rano być wśród ciężko chorych, a wieczorem tulić zdrową, cudowną córeczkę. 
Tylko, że ja się nie zmieniłam.
Życie uwolniło ze mnie cechy i umiejętności, które już miałam. 
Dotarło.

Kiedyś często też miałam nieprzespane noce. 
Nie mogłam zasnąć, bo w głowie układałam scenariusze nie odbytych nigdy rozmów, odpowiadałam na niezadane pytania, zastanawiałam się co zrobię, gdy coś się stanie.
Dziś nie rozwiązuje problemów, przed którymi nie stoję.
Nauczyłam się je rozróżniać. 

Bo dzisiaj jest dzisiaj. 
Aż tyle.

3 komentarze:

  1. Kiedy dorastałam wydawało mi się to dziwne jak można się bać tego co może się nigdy nie wydarzyć. Dzisiaj wiem, że muszę się od Ciebie uczyć. :-*
    Dziękuję że jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto przestać się bać ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś niesamowita! Taka silna i mądra. Tak trzymaj!!! 😘

    OdpowiedzUsuń